poniedziałek, 22 lipca 2013

Tanie podróżowanie - jak skutecznie obniżyć koszty :)


Wśród wielu ludzi panuje przekonanie, że podróżowanie jest drogie. 
Kiedy mówię znajomym, że  jedziemy na wakacje tu i tam na tyle i tyle czasu, otwierają szeroko oczy i mówią "takim to dobrze, gdybym miał/a tyle pieniędzy, to też bym pojechał/a". Mina im rzednie, kiedy mówię, że bierzemy ze sobą nie więcej niż 500 zł i bez problemu wystarczy nam to na 3-tygodniowy wyjazd, a pewnie - tak jak zwykle - jeszcze jakaś część tych pieniędzy wróci z nami do Polski.

Jak to jest możliwe? Poniżej kilka porad, jak obniżyć koszty wyjazdu.

1. WYJAZD ZORGANIZOWANY Z BIUREM PODRÓŻY
Wystarczy popatrzeć na oferty biur podróży na długo przed sezonem, w sezonie i na tzw. oferty last minute. Różnice w oferowanych cenach są bardzo duże, sięgają nawet 1000 zł, a nierzadko dużo więcej. Warto poczekać z decyzją o wyjeździe, spakować walizkę i spokojnie czekać, aż pojawi się oferta. Kiedyś, korzystałam z takich ofert z moją siostrą i dzięki temu zwiedziłyśmy cały Egipt i całą Turcję, spałyśmy w 5* hotelach, poznawałyśmy kulturę tych krajów i cieszyłyśmy się drinkami i pysznym jedzeniem. 
Wiadomo, jest tutaj dość duży minus - nigdy nie wiemy, czy znajdzie się dla nas odpowiednia oferta. Czasami jednak warto zaryzykować i zaoszczędzić dzięki temu pieniądze np. na kolejny wyjazd :)
Dużym plusem dla wielu osób, wyjeżdżających na zorganizowane wakacje to właśnie to, że są one zorganizowane - o nic nie musimy się martwić, mamy zapewniony dojazd, wyżywienie, atrakcje, wycieczki krajoznawcze oraz opiekę rezydenta.  


2.  WYJAZD ZORGANIZOWANY SAMODZIELNIE
Pomimo kilku plusów, jakie mają wyjazdy z biurami podróży, my jesteśmy zwolennikami wyjazdów organizowanych przez nas, samodzielnie. Lubimy spędzać czas poszukując mapy, przewodniki, czy poszukiwanie informacji o danym kraju na forach internetowych - przede wszystkim tych skierowanych do ludzi takich jak my - do osób podróżujących autostopem. Nigdy nie planujemy wszystkiego dokładnie, nasze wyjazdy nigdy nie są dopięte na ostatni guzik :) zawsze mamy bardzo duży margines na możliwość zmiany trasy. I co najważniejsze - takie wyjazdy kosztują naprawdę niewiele.

Jeśli organizujemy swój wyjazd samodzielnie - mamy wiele możliwości, każdy może znaleźć coś dla siebie.

2a. ŚRODEK TRANSPORTU
Jest chyba najbardziej istotną kwestią - przecież jakoś musimy dojechać do miejsca docelowego :)

Zazwyczaj najwięcej płacimy właśnie za transport. Międzynarodowe pociągi, autobusy kosztują zazwyczaj dużo. Jednak nie zawsze tak musi być. Przewoźnicy często proponują promocje, a my dzięki nim możemy sporo zaoszczędzić. 
Jeśli chcemy obniżyć koszty transportu, zawsze szukamy najtańszej oferty. W jednym kraju bardziej opłaca się skorzystać z oferty autobusów, w innym tańsze są pociągi, a w jeszcze innym, najtańszym środkiem transportu jest samolot. Przed wyjazdem warto sprawdzić ceny poszczególnych przewoźników, przeczytać opinie osób, które już podróżowały po tym kraju - wszelkie informacje będą nam pomocne i na miejscu nie będziemy tracić czasu na porównywanie cen i ofert. 
Czasami dla tańszego przejazdu musimy zrezygnować z udogodnień, pojechać pojazdem o niższym standardzie i oferującym mniejszy komfort. Czasami jednak warto jest się przemęczyć, a za zaoszczędzone pieniądze kupić jakiś lokalny przysmak albo odwiedzić ciekawe muzeum, na które w innym przypadku nie mielibyśmy pieniędzy. 
W Polsce, jak i w innych krajach mamy do wyboru wiele linii lotniczych - Ameryki na odkryłam. Wiele z nich nazywa się tanimi liniami lotniczymi - i tak jak wskazuje na to ich nazwa - są one tanie i za często symboliczną kwotę możemy w krótkim czasie dotrzeć do innego kraju. Bilet za 30 zł w obie strony do Norwegii? Albo ostatnia oferta WizzAir i 64 zł do Paryża i z powrotem? Tak, to wszystko jest możliwe. Ryanair, WizzAi,  easyJet, Germanwings czy Norwegian - warto zainteresować się ich ofertami i przeglądać ich strony internetowe. Warto zapoznać się również ze stronami, które zajmują się wyszukiwaniem tanich ofert, szczególnie przyda nam się Fly4Free :) Duży minus w przypadku takich tanich ofert to przede wszystkim to, że szybko one znikają - jest wiele osób takich jak my, które szukają taniego lotu. Dobra oferta szybko może uciec nam sprzed nosa. 



W wielu krajach działa bardzo dobrze sieć oferowanych przejazdów typu carpooling - umawiamy się przez Internet z kimś, kto jedzie w tą samą stronę co my, dzielimy się kosztami paliwa i jedziemy :)

Inny środek transportu to oczywiście rower :) znamy wielu podróżników, którzy objechali na nim niemal cały świat. Robb Maciąg z żoną Anią czy Piotr Strzeżysz to nasi wielcy idole. Jednak w tym przypadku musimy trochę zainwestować w sprzęt - dobry rower, sakwy, kask, części do roweru. Jednak podróżując w taki sposób jesteśmy niezależni od rozkładów jazdy i innych osób - jesteśmy panami naszych losów, jedziemy tam gdzie chcemy i właściwie nic nas nie ogranicza. Nie wydajemy żadnych pieniędzy na transport, śpimy zazwyczaj w namiocie albo w tanich hostelach, gotujemy samodzielnie na kuchence.

Chyba jedynym, właściwie całkowicie darmowym środkiem do podróżowania jest autostop. Można nim dojechać niemal wszędzie, spotkać ciekawych ludzi, dzięki nim poznać miejsca, o których, podróżując w inny sposób, prawdopodobnie byśmy nie usłyszeli. Wystarczy stanąć przy drodze i wyciągnąć kciuk :)

Jeszcze inna możliwość, o której warto wspomnieć, to Relocation deals - transport samochodu jako ktoś w rodzaju kuriera, np. w Australii z jednego miejsca w inne - za pieniądze. Idziemy do biura, które oferuje takie przejazdy, zobowiązujemy się, że dowieziemy samochód pod podany adres do określonego dnia i voila! Zazwyczaj też otrzymujemy pieniądze na paliwo. Dzięki temu możemy zjechać cały kraj właściwie za darmo, obrać trasę korzystniejszą dla  nas i zobaczyć dużo więcej niż z okna autobusu :) więcej na ten temat znajdziecie w tym artykule.

2b. NOCLEGI
Wiele osób nie wyobraża sobie urlopu bez hotelu 5*, wygodnego łóżka i jacuzzi w łazience. 
Jednak są osoby, których nie stać na takie luksusy, są też i tacy, którzy takich luksusów nie potrzebują. 
Jest wiele sposobów na to, aby nie płacić albo płacić niewiele za nocleg.

- namiot - kupujemy namiot i mamy nasz własny, kulkugwiazdkowy hotel :) jest zawsze przy nas, więc możemy go rozłożyć kiedy tego potrzebujemy. Oczywiście, czasami musimy spędzić trochę czasu, żeby znaleźć odpowiednie miejsce na jego postawienie. Ale dzięki niemu mamy pewną niezależność, nie musimy obawiać się, że nie dotrzemy do miasta przed zmrokiem i będziemy spać w lesie bez dachu nad głową. Zawsze jednak powinniśmy pamiętać o tym, żeby miejsce w którym śpimy dało nam jakiekolwiek bezpieczeństwo - lepiej rozbić się w mało widocznym miejscu, tam gdzie wzrok nie sięga, raczej z dala od zabudowań, najlepiej w okolicy jakichś krzaków lub innej osłony. Pamiętajmy też o tym, zgodnie z naszym polskim przysłowiem, że jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz - unikamy nierównego terenu, kamieni, gałęzi. Karimata lub mata samopompująca, śpiwór i możemy czuć się jak w najlepszym hotelu pod tysiącami gwiazd :)

- CouchSurfing - pewien mężczyzna znalazł tani lot do Islandii, postanowił również znaleźć tam tani nocleg. Napisał maile do 1,5 tys. przypadkowych studentów i po  niedługim czasie dostał 50 odpowiedzi, od ludzi, którzy go do siebie zapraszali. W drodze powrotnej do Bostonu student  wymyślił całą koncepcje couchsurfingu - portalu dla osób, które oferują swoje kanapy, swoje towarzystwo i możliwość poznania miasta czy innej kultury :) W marcu tego roku na stronie zalogowanych było ponad 6 mld profilów członków z ponad 100 tys. miast na świecie - to olbrzymia sieć kontaktów. Gdziekolwiek jedziemy, możemy zapytać, czy ktoś mógłby nam zaoferować swoją kanapę czy kawałek podłogi. Dzięki temu możemy bliżej, z pierwszej ręki, poznać życie w jakimś kraju, możemy zostać oprowadzeni po mieście, a przy okazji możemy zapoznać naszych hostów z naszymi tradycjami, kulturą, historią. 
Zawsze pownniśmy pomyśleć o jakimś podziekowaniu dla naszego hosta - przyjął nas pod swój dach, spędził z nami czas - ugotujmy mu obiad, pomóżmy mu w pieleniu ogródka czy zostawmy mu jakiś upominek - na pewno będzie nas miło wspominał. Bo CouchSurfing to nie tylko darmowe noclegi :) 
Oprócz CS, istnieją też takie portale jak HospitalityClub, czy WarmShowers - ten drugi to portal dla osób podróżujących rowerami.

- Hostele, schroniska - są tańsze niż hotele i znajdziemy je w każdym większym mieście, najczęściej w okolicach dworców pkp/pks. Różnią się między sobą standardem i ceną i każdy może znaleźć coś dla siebie.

- Wynajęcie pokoju/ mieszkania - jeśli chcemy zatrzymać się w jakimś miejscu na dłużej, warto rozważyć taką opcję, często będzie to o wiele tańsze niż spanie nawet w najtńszych hotelach.

- housecarers.com lub happyhousesitters.com.au – portale, dzięki którym możemy wynająć mieszkanie za darmo - w zamian za zaopiekowanie się dobytkiem, psem czy kotem, kiedy właściciele akurat są w podróży. Rejestrujemy się na stronie, tworzymy swój profil i szukamy odpowiedniej dla nas oferty. 

2c. JEDZENIE
Zawsze zabieramy coś ze sobą, choćby zupki chińskie, pasztety czy inne konserwy. Przydają się szczególnie w pierwszych dniach podróży. Jednak nie ma sensu zabierać dużych zapasów jedzenia. Po pierwsze jedzenie może się zepsuć - wysokie temperatury czy ścisk w plecaku może je skutecznie uszkodzić. Po drugie - po kilku dniach pasztetu na zmianę z zupką chińską człowiek ma dość... Po trzecie i najważniejsze - chyba nie po to jedziemy do innego kraju, żeby codziennie z uporem zajadać się sztucznymi zupkami. Warto poznać smaki danego kraju. Często ceny są tam niższe niż u nas, więc tym bardziej warto zainteresować się lokalną kuchnią. Możemy odejść od centrum, gdzie jest najdrożej i poszukać tańszego lokalu - i nie znaczy to, że przez to gorszego. Warto też dowiedzieć się, jakie są w danym kraju tanie dyskonty/supermarkety typu nasza Biedronka. Pomocny będzie też palnik i garnek - zawsze będziemy mogli coś upichcić, choćby zwykły makaron z sosem ze słoika albo herbatę do śniadania :)

2d. ZNIŻKI
Przed wyjazdem warto sprawdzić, jakie zniżki są honorowane w kraju, do którego jedziemy. Dzięki temu możemy dużo zaoszczędzić, np. wtedy gdy mamy ubezpiecznie EURO 26, ISIC,  legitymację studencką czy też mamy mniej niż 26 lat i niektóre miejsca możemy zwiedzać za darmo (tak jest np. w Paryżu). 

2e. SPRZĘT
Jeżeli wyjeżdżamy często i/lub na długo, warto zainwestować w sprzęt, jaki posiadamy. Porządny, wygodny plecak z dobrym systemem nośnym będzie dużym plusem, jeśli często przemierzamy z nim wiele kilometrów na nogach. Buty, które nas nie obcierają, oddychające ubrania.
Czasami lepiej jest wydać raz większą sumę na sprzęt niż co chwilę wymieniać swój tani na nowy.
Jeżeli chodzi o takie rzeczy jak aparaty fotograficzne czy najnowsze super-wypasione telefony, lepiej nie szpanować nimi na prawo i lewo. Okazja czyni złodzieja, lepiej nie obnosić się z tym co mamy. Znanym sposobem na ochronę dobrego aparatu przed kradzieżą jest obklejenie go taśmą klejącą :) podobno skutecznie odstrasza złodziei.

2f. INTERNET
Internet, dla nas właściwe już norma,  w wielu miejscach na świecie nadal jest mało dostępny lub po prostu zbyt drogi jak na nasze kieszenie. Jednak i na to są sposoby. W wielu miejscach na świecie znajdziemy 'restauracje' McDonald's, biblioteki publiczne czy też publiczne hot spoty. Jeśli śpimy w hotelu lub hostelu, też nie powinno być problemu z dostępem do sieci. Dostęp do Internetu mogą też mieć CouchSurferzy. Oczywiście wszystkie te miejsca nie są normą wszędzie - możemy znaleźć się w miejscu na końcu świata, gdzie w żaden sposób nie będziemy mogli skorzystać z Internetu.

 

środa, 17 lipca 2013

Auto Stop Race i inne wyścigi autostopowe

Jak pewnie wiecie (albo i nie), nasza wspólna przygoda z autostopem rozpoczęła się przez Auto Stop Race (ASR) - wyścig autostopowy, organizowany przez klub podróżników BIT z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. Od kilku lat organizuje on majówkowe wyścigi do różnych miast europejskich, a najważniejsze jest to, aby w miejscu docelowym była plaża, morze i tani alkohol :) Poza tym, są też inne zasady: startują teamy dwuosobowe, każdy team ma swój numer, a przynajmniej jedna osoba w parze musi mieć status studenta, a obie osoby muszą posiadać ubezpieczenie. I oczywiście wszyscy muszą zdążyć zapisać się na wyścig - zapisy są internetowe, a kto pierwszy, ten lepszy. W tym roku, w ciągu ok. 7 minut rozeszło się 1000 miejsc... Kierunki docelowe do tej pory, to: chorwacka Pula, włoskie Rimini, hiszpańska Barcelona, włoski Rzym i chorwacki Dubrovnik. 

Kamil startował ze swoim kolegą, Puszkiem, do Barcelony w 2011 roku, a już razem pojechaliśmy do Rzymu w roku 2012. Więcej na temat Auto Stop Race przeczytacie na stronie internetowej: http://www.autostoprace.pl/
Auto Stop Race cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem, zawsze jest bardzo dużo chętnych do ścigania się. Chyba na fali popularności ASR, w okresie majówki, podobne akcje wyrastają niemal jak grzyby po deszczu - z wielu dużych, akademickich Polskich miast wyruszają mniejsze lub większe autostopowe wyścigi. 
 
Najbardziej znany i zarazem najstarszy wyścig to Międzynarodowe Mistrzostwa Autostopowe (MMA) - w tym roku startowały po raz 16, a ich historia sięga 1998 roku. Zawodnicy startują z Trójmiasta, w tym roku meta była w Budapeszcie, poprzednie edycje startowały m.in. do Pragi, Berlina, Bratysławy, Splitu i do Amsterdamu :) więcej na temat MMA możecie przeczytać na stronie internetowej: http://www.mistrzostwaautostopowe.pl/ 

Krakostop - Krakowski Wyścig Autostopowy - wyścig, jak sama nazwa wskazuje stratuje z Krakowa. Wyścig został jak do tej pory zorganizowany tylko raz - rok temu, a meta znajdowała się we włoskiej Weronie, mieście Romea i Julii :) więcej na temat wyścigu możecie przeczytać na stronie http://krakostop.nzsagh.pl/
 
Rajd Autostopowiczów Politechniki Śląskiej - w 2012 r. Polimacedonia - jak możemy wywnioskować z nazwy, meta znajdowała się w Macedonii, a głównym celem był dojazd do miejscowości Struga nad Jeziorem Ochrydzkim. W poprzednich latach meta znajodowała się w Budapeszcie i w okolicach Triestu. Więcej informacji - na stronie: http://studenci.polsl.pl/nastopa/default.htm

Udział w takich autostopowych inicjatywach to świetna sprawa, szczególnie dla początkujących, osób, które mają raczej małe doświadczenie w stopowaniu.
To bardzo dobra okazja na to, żeby zrobić pierwszy krok - znamy datę i godzinę wyjazdu, znamy miejsce mety, mamy zapewnione miejsce na nocleg na miejscu, a do tego czekają tam na nas nie lada atrakcje - nagrody dla najszybszych, imprezy, konkursy, możemy poznać wielu ciekawych ludzi. Poza tym, jak 
w przypadku ASR - w pakiecie startowym dostajemy koszulkę, którą później możemy szpanować przy znajomych i nieznajomych :P, kilka przydatnych rzeczy, takich jak np. mapka dojazdu do campingu, krótkie rozmówki w językach państw, przez które będziemy przejeżdżać, lista, na której możemy zapisać imiona i dystans pokonany z kolejnymi kierowcami, jakieś przekąski
i inne drobiazgi.
Poza tym, organizatorzy zawsze organizują spotkanie przed wyjazdem, gdzie tłumaczą zasady, dają porady, jak łapać stopa, co ze sobą zabrać.

PLUSY WYŚCIGÓW:
- zaplanowany, ściśle określony start - miejsce, data - nie będziemy go przesuwać w nieskończoność;
- zaplanowana meta - określona data i godzina, kiedy kończy się wyścig;
- nagrody dla najlepszych na mecie - idealna motywacja :) ;
- pomoc organizatorów przy planowaniu wyjazdu;
- zapewniony camping na miejscu;
- atrakcje zapewniane przez organizatorów;
- pamiątkowa koszulka i inne przedmioty;
- kierowcy widząc taką koszulkę, zatrzymują się zaciekawieni. Tak jak np. w przypadku ASR, informacje o wyścigu podawane są do lokalnych mediów, ludzie słyszą taki news i wiedzą, że zabranie takiej osoby nie wiąże się raczej z negatywnymi doświadczeniami :) a koszulkę możemy wykorzystać też podczas innych wyjazdów autostopowych;
- spotkanie ciekawych, inspirujących ludzi, można zawrzeć przyjaźnie na lata :) --> my mamy naszą Czeską Rodzinkę, co jest tego najlepszym przykładem;
- w przypadku ASR - mamy coś takiego jak tzw. ubezpieczenie mandatowe - gdy dostaniemy mandat, a nie zawiniliśmy - organizatorzy za niego zapłacą;
- możliwość poznania autostopu i jego plusów-minusów;
- na trasie spotykamy innych ludzi z wyścigu, którzy mogą nam np. pomóc, gdy coś nam się przytrafiło, albo z którymi możemy spędzić czas, gdy czekamy na 'okazję'

MINUSY WYŚCIGÓW:
- ściśle określony start i meta - nic nas nie zaskoczy, nie możemy zboczyć
z drogi albo pojechać w całkiem inną stronę, czy spędzić w jakimś miejscu dłuższy czas, zjechać z autostrady i zwiedzić miasto, które właśnie mijamy - niestety nie ma na to czasu;
- zapisy - czasami po kilku minutach zapisów, kiedy padają serwery, albo akurat padł nam Internet - nie mamy już szans na wystartowanie;
- wpisowe - musimy zapłacić za rejestrację, pakiet startowy i często też za ubezpieczenie;
- razem z nami startuje kilkadziesiąt - kilkaset osób, zazwyczaj mamy ograniczoną liczbę dróg, które prowadzą do miejsca docelowego - na stacjach spotykamy innych uczestników, często 'stoimy w kolejce do łapania stopa' - a to już nie jest fajne;
- atmosfera - np. w przypadku w/w stacji - gdy czekamy kilka godzin, często jesteśmy źli, zmęczeni, nie możemy się wydostać, nie mamy już nadziei, inni ludzie nie są sympatyczni, nie chcą z nami rozmawiać, albo denerwują się na nas, bo mają taki a nie inny charakter, nie chcą nawet z nami rozmawiać, albo nawet podzielić się informacjami o pracownikach stacji, czy jest prysznic, czy coś innego, bo w ich głowach jest jedno: "WYŚCIG - META - NAGRODY - MY"; 

Jeśli zainteresowaliście się ideą wyścigów autostopowych i chcielibyście wziąć udział w jednym z nich - nie musicie czekać do następnej majówki :) organizatorzy Auto Stop Race postanowili wyjść naprzeciw potrzebom  osób, dla których majówkowy wyścig to za mało/tym, którzy nie mogli pojechać w maju - i organizują Summer Race, wyścig do słonecznej Barcelony. Więcej informacji możecie przeczytać na ich oficjalnej stronie: http://www.summerrace.pl/.


niedziela, 14 lipca 2013

Jak zwiedziliśmy Rzym i nie zwariowaliśmy


Bevenuti! - Witajcie :)
Dzisiaj wracamy do przeszłości i do Rzymu, który zwiedzaliśmy podczas Auto Stop Race w 2012 roku. Wspomnienia powoli zacierają się w naszej pamięci, więc żeby kiedyś przypomnieć sobie o tych kilku dniach, postanowiliśmy napisać o tym posta. 

Zapraszamy na wycieczkę:)

Camping, na którym spaliśmy znajdował się kilkadziesiąt kilometrów od Rzymu, w miejscowości Lido di Ostia. Aby dotrzeć do miasta, musieliśmy dojść kilka kilometrów na stację i jechać szybką koleją miejską ok. 30 minut i dopiero później zwiedzać, spacerować, jeść makarony i pizzę :)
Rano oczywiście mieliśmy wstać bardzo wcześnie. Niestety, jak to po długiej podróży i długiej imprezie bywa - nikt rano nie wstał :) ruszyliśmy się z naszych namiotów dopiero koło południa i ze znajomymi wyruszyliśmy do Rzymu.

Rzym jest miastem magicznym, uważanym za miasto miłości. Wiele miejsc w Rzymie jest związanych z licznymi legendami i przesądami. Na okazję zwiedzania tego miasta, całkiem przypadkowo, oboje zaopatrzyliśmy się w przewodniki :) warto zwrócić uwagę na to, żeby przewodnik, który chcemy kupić, miał w środku mapę miasta. To znacznie ułatwia zwiedzanie, a poza tym - nie musimy wydawać pieniędzy na mapę już na miejscu :) 

Zgodnie z przekazem historycznym, Rzym zbudowano na siedmiu wzgórzach, które noszą nazwy: Palatyn, Kapitol, Eskwilin, Celius, Wiminiał, Kwirynał i Awentyn. 

Większość atrakcji turystycznych Rzymu jest usytuowana w historycznych granicach miasta, można więc do nich dotrzeć pieszo.

Bardzo dużym ułatwieniem w zwiedzaniu jest metro. Mamy do wyboru dwie linie metra (A- czerwona i B- niebieska), do tego możemy jeździć szybką koleją miejską i koleją regionalną. Linie metra łączą się ze sobą na stacji o nazwie Termini. Nasz pociąg dojeżdżał do stacji Piramide. Długo nie wiedzieliśmy skąd wzięła się ta nazwa, nigdy nie wychodziliśmy poza stację, tylko przesiadaliśmy się na metro. Jak się okazało, Piramide di Cestio to nagrobek jednego z pretorów i trybunów ludowych, który uległ powszechnej w jego czasach egiptomanii :)

Są jednak miejsca, gdzie metro nie dociera (stara część Rzymu), inne środki transportu, takie jak taksówki i autobusy stoją w korkach, a tramwaje są bardzo zatłoczone. Nawet skutery nie mogą wjechać wszędzie. Dlatego chyba najlepszym rozwiązaniem są rowery! Można nimi dotrzeć właściwie wszędzie. Podobnie jak np. we Wrocławiu, w mieście istnieje wiele wypożyczalni rowerowych, powstaje wiele ścieżek rowerowych i tras rowerowo-turystycznych.

Wracając do naszego zwiedzania Rzymu - pierwszym miejscem, do którego się udaliśmy, było oczywiście słynne Koloseum :)

Koloseum, a raczej: Amfiteatr Flawiuszów, jest najbardziej znanym symbolem Wiecznego Miasta i zarazem jedną z najwspanialszych budowli antycznych, które dotrwały do naszych czasów. Jest on doskonałym świadectwem wielkiego poziomu architektury i budownictwa Imperium Rzymskiego. Dla nas znane jest m.in. z filmu: Gladiator. Pokazywane było na ekranie nie raz, jako niesamowita budowla, istne arcydzieło architektoniczne jak na tamte czasy. Wybudowano je około 80 roku naszej ery, a zamiłowanie ludności do przemocy i krwi było wówczas tak duże, że na piaskach Koloseum zginęło około miliona ludzi i pół miliona zwierząt. Dla porównania sam Rzym liczył wówczas półtora miliona mieszkańców, a był największym miastem świata.
Niestety, obecnie Koloseum to jedna wielka ruina... W środku niewiele się zachowało
Zniszczyły je liczne trzęsienia ziemi, działalność ludzi, pożary. Pomimo tego, obiekt ten jest uznawany za jeden z siedmiu nowych cudów świata.  

Bilet do Koloseum kosztuje 7,5/12E i co najfajniejsze - za okazaniem tego biletu, w ciągu dwóch dni możemy odwiedzić też Forum Romanum i Palatyn :)

Po obejrzeniu ruin Koloseum, poszliśmy na położone obok Forum Romanum - ośrodek starożytnego Rzymu, centrum życia publicznego, miejsce spotkań ówczesnych Rzymian. Możemy tam zobaczyć pozostałości po wspaniałych łukach triumfalnych, pomników okolicznościowych, posągów, kolumn i świątyń, m.in. Łuk Tytusa, bazylikę Maksensjusza, rotundę Romulusa, czy Dom Westalek i świątynię Westy.

Po wyjściu z Forum Romanum mieliśmy zamiar odwiedzić jeszcze Panteon, Fontannę di Trevi i schody hiszpańskie. Rzym zwiedzaliśmy w majówkę i dość szybko stwierdziliśmy, że ten sam kierunek obrało kilka milionów innych Polaków - gdzie nie poszliśmy, wszędzie słyszeliśmy nasz ojczysty język. Polacy byli dosłownie wszędzie. Ale ulice były pełne turystów chyba z każdego zakątka świata, postanowiliśmy uciec przed nimi w małe wąskie uliczki - chcieliśmy poczuć atmosferę trochę innego Rzymu. Jednak tłumy turystów sprawiły, że odechciało nam się dogłębnego poznania tego miasta, wszędzie było głośno, tłumnie, nie można było spokojnie przejść ulicami, nie mówiąc już o spokojnym zwiedzaniu, nie wspominając o robieniu zdjęć - zawsze w kadr wkradała się jakaś grupka turystów :)

Rzym nie przestawał nas zadziwiać. Po drodze spotkaliśmy m.in. sklep, w którym można było kupić sobie figurkę Adolfa Hitlera i jego zgrai, czy ich włoskich kolegów...
Kamila natomiast zainteresowała reakcja Carabinieri na to, że pije piwo. Na szczęście nie zareagowali w typowo polski sposób :P

Nadszedł czas na Panteon - obok Koloseum chyba jedna z najlepiej zachowanych starożytnych budowli. Panteon to rotunda, która jest pokryta największą w Rzymie kopułą, wieńczy go surowy tympanon. 
Początkowo była to świątynia pogańska - w 609 roku jeden z papieży przemianował ją na świątynię chrześcijańską - dzięki temu została ona ochroniona przed dewastacją. 
Jedynym źródłem światła w Panteonie jest 9-metrowy, nieprzeszklony otwór w kopule. W czasie deszczu uważajcie, żeby nie zmoknąć :)

Kamila bardziej niż Panteon, zainteresowały oczywiście pomidory :)

Kolejnym miejscem, które chyba trzeba odwiedzić, jest słynna fontanna di Trevi.
Jeżeli wrzucimy do Fontanny di Trevi monetę, kiedyś tam wrócimy :) Fontanna zawdzięcza swoją sławę filmowi „La Dolce Vita” Federico Felliniego, w którym główna aktorka Anita Ekelberg kąpie się w tej właśnie fontannie. Z innego filmu, „Rzymskie wakacje” wiemy, że z fontanną wiąże się też legenda, która mówi, że jeśli kobieta, która zdradziła swojego męża włoży rękę do otworu imitującego usta, ręka zostanie odcięta przez boga jako kara za niewierność. Podobno legenda jest tak silna, że do dziś kobiety, które zdecydują się tam włożyć dłoń robią to z podświadomą obawą :)

My dotarliśmy do fontanny po niemal całym dniu zwiedzania Rzymu. Niestety, razem z nami przebywały tam setki innych ludzi i nie mogliśmy podziwiać w spokoju jej piękna i szybko stamtąd uciekliśmy...

Jak się okazało, uciekliśmy na obiad :) zupełnie przez przypadek spotkaliśmy drugą część naszej grupy i zadecydowaliśmy, że warto byłoby coś zjeść. Wybraliśmy jedyną chyba restaurację, w której nie było tłumów i na którą było nas stać. Wtedy też zrodziła się w naszej autostopowej grupie nazwa "Czeska Rodzina" :)

Ostatnim punktem naszej wycieczki były schody hiszpańskie. Jak wszystkie inne miejsca w Rzymie, były tak zatłoczone, że bardzo szybko spod nich uciekliśmy... Nie widzieliśmy żadnej przyjemności z przeciskania się między tłumem turystów, żeby zrobić sobie na nich zdjęcie i przysiąść na nich na chwilę.

Schody znajdują się przy Placu Hiszpańskim  - są nazwane tak z uwagi na znajdującą się nieopodal ambasadę hiszpańską. Schody łączą plac Hiszpański ze stojącym na skraju wzgórza Pincio kościołem Trinità dei Monti. 

Wieczór spędziliśmy z naszą "Czeską Rodzinką" w nieco mniej niż Rzym zatłoczonej knajpce zaraz obok naszego Campingu :)

Kolejny post będzie o Watykanie i o przepysznych Rzymskich lodach :)