Aby przeżywać autostopowe przygody, wcale nie trzeba jechać na drugi koniec kontynentu czy pakować plecaka na długą podróż po niezliczonych krajach. Dowodem na to, może być nasza ostatnia niedzielna wycieczka do Świebodzic, miasteczka położonego nieco ponad 70 km na południe od Wrocławia.
Pierwsze zaskoczenie dopadło nas już na dworcu PKS, z którego zazwyczaj odjeżdżał ulubiony środek transportu wrocławskich autostopowiczów – darmowy autobus Auchan Bielany.
Autobus kursuje nadal, tylko że już nie jest darmowy - kosztuje co prawda jedynie 1,50 zł, ale dla nas jest to koniec pewnego symbolu. Wszystko co dobre kiedyś się kończy.
Naszym pierwszym kierowcą był starszy pan, który wybrał się na niedzielny spacer na Ślężę. Tzn. miał taki zamiar, ale zabierając nas, stwierdził, że przecież może równie dobrze przejść się po górach Sowich i w ten sposób podrzuci nas do Świdnicy. Ta zmiana planów kosztowała naszego dobrodzieja niemało nerwów, ponieważ po drodze zaliczyliśmy stłuczkę. Naszą pierwszą w autostopowym życiorysie.
Wyprzedzający z naprzeciwka samochód, nagłe hamowanie samochodu jadącego przed nami... Nasz kierowca też zdążył zahamować, niestety samochód z tyłu już nie i wkleił się w tył naszego pojazdu.
Na szczęście nikomu nic się nie stało, a jadący za nami człowiek powiedział, że widział dlaczego tak zahamowaliśmy i nie miał o nic pretensji, winę biorąc na siebie.
Oczywiście prawdziwy sprawca wydarzenia miał to w głębokim poważaniu i nawet się nie zatrzymał.
Po dopełnieniu formalności ruszyliśmy dalej. Kierowca przepraszał nas za dodatkową dawkę adrenaliny, ale to my czuliśmy się głupio, bo przecież gdyby nie zmienił swoich planów, to do niczego by nie doszło.
W Świdnicy pożegnaliśmy się i ruszyliśmy spacerkiem w stronę wylotówki w kierunku Świebodzic, gdy nagle zatrzymał się samochód, a siedząca w nim dziewczyna zawołała nas do siebie.
Okazało się, że jest to para autostopowiczów i kiedy zobaczyli dwoje ludzi z kartonową tabliczką, postanowili nas zabrać, mimo, iż jeszcze nie dawaliśmy żadnych oznak „polowania” na kierowców .
Świat się zmienia… Kiedyś autostopowicz łapał „okazję”. Teraz „okazja” łapie autostopowicza :D
Z nowymi znajomymi (chociaż jak się okazało Asia i Pan kierowca chodzili do jednego liceum) pożegnaliśmy się pod wałbrzyską Palmiarnią i spacerkiem przez zamek Książ zeszliśmy do Świebodzic na obiad do mojej mamy :D Dwudaniowy obiad, spacer po lesie i nagle nadszedł czas powrotu, więc znów podreptaliśmy pod Palmiarnię, ponieważ w Świebodzicach nie za bardzo jest jakaś dobra miejscówka na łapanie stopa w kierunku Wrocławia.
Po chwili stania z kartonową tabliczką, zabrał nas taksówkarz (poinformowaliśmy go: "-ale my nie mamy pieniędzy", miał to gdzieś) Można więc powiedzieć, że na bogato dojechaliśmy do Świdnicy.
Tam po chwili postoju trafił nam się prawdziwy oryginał: Polak i Holender. Podróżują razem już od kilku lat. Polak ma 40 lat, a swoje podróże finansuje dzięki pracy w Holandii. 4 miesiące pracy w kraju tulipanów, pozwala mu jeździć po świecie przez pozostałą część roku.
Holender natomiast jest permanentnym bezrobotnym. Podróżuje za pieniądze które otrzymuje z zasiłku. Aby go otrzymywać, musi jedynie co jakiś czas zdawać raport ze swoich poszukiwań pracy. Umawia się na rozmowy kwalifikacyjne, chodzi na spotkania, wybierając takie oferty, które z pewnością go zdyskwalifikują.
W ten sposób panowie podróżują razem od 11 lat, a na liście zwiedzonych krajów mają niemal 50 krajów, m.in. Jamajkę (wielokrotnie), Mongolię, Indie, Nepal, Chiny… Poza tym mieli naprawdę oryginalne poglądy na życie, świat, wszystko dookoła, ale za dużo byłoby pisania, żebym się tu zmieścił :p
Można by o tym poczytać na jego stronie internetowej, ale niestety za cholerę nie możemy sobie przypomnieć jej adresu i bardzo tego żałujemy, bo gość naprawdę niecodzienny i to bardziej niecodzienny niż większość niecodziennych :p
Tak więc jednodniowy wypad autostopowy również może dostarczyć wielu wrażeń i zainspirować do czegoś nowego.
Hawk!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz